Odgłos powiadomienia wyrwał dotąd śpiącego Rossa ze snu. Jego powieki po lekkim otwarciu, ponownie się zamknęły, jak gdyby kamienie opadające z klifu. Sięgnął ręką w stronę stołu, na którym leżał jego telefon. Wszystko mu się rozmazywało, nic nie widział. Dla niego w sumie dobrze. Miał wręcz pewność, że ten esemes jest od kogoś z jego rodziny, nie miał ochoty na kolejny rodzinny obiad, który i tak zaczynałby się niezręcznie, a kończył jeszcze bardziej. Kiedy się w miarę ocknął, mógł normalnie spojrzeć na ekran, którego wcześniej dojrzeć nie umiał z powodu lekkiej smugi przed jego oczami. Wiadomość od nieznanego numeru. Kto miał w takim razie jego numer, jeżeli nie jego rodzina. Odkąd się wyprowadził z rodzinnego domu, zmienił w swoim życiu dosłownie wszystko. Nawet numer telefonu, by jego myśli nie były w złym stanie, podczas procesu przywoływania wspomnień z dawnych lat. Nie miał zamiaru zadręczać się wiadomością od osoby, która może kiedyś odgrywała ważną rolę w jego życiu, bądź też dotąd nie brała choć trochę marnego udziału w jego marnym życiu. Zablokował telefon, zamykając oczy i próbując zasnąć. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Ten esemes. Przetarł swoje zaspane oczy i ponowił próbę przeczytania go, nie odchodząc oczywiście od myśli, że kompletnie go to nie interesuje.
Nieznany: Co powiesz na spotkanie? Dziś o szesnastej?
Ross wytrzeszczył oczy, zastanawiając się nad treścią tego esemesa. Rozumiał wszystko, prócz jednego. Nieznany numer, czyli dokładniej - kto? Zrobiło mu się zleksza głupio. Może w przeciągu trzech miesięcy podał komuś swój numer telefonu, nie pamiętając w tej chwili o tym. Zrobiło mu się głupio, próbował przypomnieć sobie, czy tego typu sytuacja kiedykolwiek miała miejsce. Jego myślenie ponownie przerwał odgłos przychodzącego esemesa, szybko wziął do rąk lężący koło niego telefon.
Nieznany: Nie wiesz kim jestem, prawda?
Po jego ciele przeszedł dreszcz, w tej chwili przypomniał sobie te wszystkie horrory, filmy akcji, sytuacje, jakie się w nich działy. Zaśmiał się do siebie na myśl, że obstawia zwykłą osobę za jakiegoś podludzia.
Ross: Nie mam pojęcia.
Odłożył telefon, wyczekując na ponowny dźwięk powiadomienia. Cisza. Ma zrezygnować? W sumie, mógłby w tej chwili już spać. Był przemęczony po całym dniu. Za dużo wrażeń wchodziło tu w grę. Odwiedził swoją rodzinę, hałaśliwy dom, pełno osób znajdujących się w różnych miejscach domu. Trzy dziewczyny, nic poza tym. W tej chwili, jego myśli nie dawały mu spokoju. Przez kilka głupich esemesów, nie umiał spać. Poczuł się jak jeden wielki kretyn. Postanowił zrezygnować. Tak po prostu. Zero znaku życia od tej jakże „tajemniczej osoby", trudno. Odłożył w spokoju telefon, położył się i znowu zamknął oczy. Z jego myśli szybko zniknęła tajemnicza osoba, nie myślał o niczym. Według tych mądrych ludzi, zamieszkujących nasz świat, człowiek nie umie myśleć o niczym, bo i tak myśli. Wtedy, rozległ się odgłos powiadomienia, Ross wydał z siebie zaspany głos, tak jakby kompletnie nie przejęła go wiadomość, na którą zresztą dalej czekał. Przetarł oczy, mrucząc coś pod nosem. Jego powieki znowu się zamknęły, wtedy jednak ocknął się w dosyć szybkim czasie, kiedy uświadomił sobie, że „tajemniczy ktoś" czeka na jego odpowiedź, tak jak on czekał kilka minut temu. Chyba „kilka", przespał już połowe nocy, sam dziwił, że ten ktoś, z którym starał się prowadzić konwersację, jeszcze nie spał.
Nieznany: Powinnam spać, haha. Anyway, to ja - Laura :)
Ross wytrzeszczył oczy, Laura? Przez moment, nie miał pojęcia, kto, gdzie, jak. Jaka Laura do jasnej cholery. Wtedy przypomniał sobie dzisiejszy dzień, Rydel przedstawiającą trzy dziewczyny, wśród których była jedna, która wydawała się być mu nadzwyczaj znajoma.
Ross: Skąd masz mój numer?
Nieznany aka Laura: Rydel mi go podała zaraz po Twoim wyjściu od Lynchów.
To wszystko wyjaśnia. Ryd i jej pasja do robienia głupich rzeczy. Co chciała osiągnąć poprzez danie numeru szatynce, by ona obudziła go podczas momentu, w którym spał (?).
Ross: Obudziłaś mnie
Laura: Mam przeprosić?
Ross: Wypadałoby
Laura: A co jak nie przeproszę?
Ross: Radziłbym Ci to zrobić
Laura: Bo?
Ross: Bo nie zgodzę się na dzisiejsze spotkanie
Laura: Myślisz, że się tym przejmę?
Ross: No raczej
Laura: No raczej tak, czy no raczej nie?
Ross: Przez Ciebie się śmieje!
Laura: To dobrze?
Ross: Dzisiaj, szesnasta, Starbucks?
Laura: Nie przeprosiłam przecież, a ty proponujesz spotkanie
Ross: Czyli nie
Laura: Czyli tak
Ross: Widzimy się, dobranoc, idź już spać i nie męcz ludzi
Laura: Spokojnie, dobranoc
Oczy Rossa z przerażającą prędkością się zamknęły, sam nawet nie wiedział, kiedy udało mu się zasnąć.
***
Ross wyrwał się ze snu, kiedy obudził go głośno dzwoniący budzik. Nie miał pojęcia nawet, kiedy go ustawił. Zważając na dzisiejszą noc, która wprowadziła go w stan tak zmęczonego, że nawet nie zdziwiłby się, gdyby zrobił coś bardziej głupszego, niż ustawienie budzika. Na szczęście, do niczego innego nie doszło, typu; zapchanie kibla, zamówienie przez aukcje internetowe pralki, zapłodnienie kogoś (nie, nic takiego nie miało miejsca) lub wszystkie inne chore rzeczy, jakie mógł zrobić w stanie zmęcznia. Spojrzał kątem oka na zegarek, była 11:00. Przetarł swoje zaspane oczy, podnosząc się. Zmierzył w stronę kuchni, zrobić sobie śniadanie. Wtedy jego telefon wydał odgłos, Ross zmęczony tym dźwiękiem, który zbudził go kilkakrotnie tej nocy, sięgnął po leżącego iPhone'a na drugiej stronie blatu, sprawdzając powiadomienia. Esemes od Ryd.
Rydel: Wpadniesz dzisiaj na obiad?
Ross: Jestem umówiony, nie mogę
Rydel: O mój Boże!
Ross: Co?
Rydel: Z kim wychodzisz?
Ross: A co Cię to interesuje?
Rydel: Dziewczyna!
Ross: Co?
Rydel: Nie chcesz ze mną o tym pisać, więc dziewczyna! Kim ona jest? Przedstawisz nam ją?
Blondyn przewrócił oczyma na widok esemesów, jakie kiedykolwiek napisała do niego Ryd. Nie miał zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy, bo i tak nic by z niej nie wyszło. Kontynuował robienie śniadania, nie zwracając uwagi na esemesy od siostry. Lekko się do siebie uśmiechnął, kiedy zobaczył, że wśród tych wszystkich powiadomień o licznych esemesach od Rydel, które cały czas się mnożyły, widniał jeden i od Laury.
Laura: Wstałeś? Czy znowu Cię obudziłam?
Ross: Nie obudziłaś
Laura: Pamiętaj o spotkaniu
Ross: Przecież wiem
Odłożył telefon, kiedy zrozumiał właśnie, że zamiast zalać mlekiem płatki, zalewa blat. Złapał do rąk ścierkę, starając się wytrzeć wszystko, ale nie umiał pozbyć się zapachu mleka, który rozniósł się po całej kuchni.
Ross: Co zrobić, kiedy cały mój blat pachnie mlekiem?
Laura: Hahahaha
Ross: Mówię serio
Laura: Nie byłam nigdy w takiej sytuacji, użyj perfum?
Blondyn wbiegł po schodach na górę, szukając jakichś ładnie pachnących perfum, które nie miałyby problemu z zamaskowaniem brzydkiego zapachu mleka. Znalazł. Jakieś „fleur de mua", pudełko nie było jeszcze nawet odpakowane. Wyciągnął buteleczkę 70ml.
- Jestem kretynem - Zaśmiał się do siebie, po czym zszedł spokojnie na dół. Stanął przy blacie i zaczął psikać. On jest idiotą.
Ross: Wypsikałem cały blat, dalej czuć mleko
Laura: Ty kretynie
Ross: Przed chwilą sam się tak nazwałem
Uśmiechnął się do telefonu, ponawiając kolejny raz próbę zrobienia sobie śniadania. Tym razem był ostrożniejszy, ale zbrzydło mu trochę jedzenie płatków z mlekiem po tym całym incydencie. Wziął z lodówki pierwszy lepszy jogurt, usiadł na kanapie i włączył telewizor. Same poranne programy, które jak zwykke go nie interesowały. Przeszukiwał kanały z prędkością światła, starając znaleźć coś, co by go zainteresowało. Program muzyczny i piosenka bardzo mu znana. Wstrzymał łzy, a jednocześnie złość, towarzysząca mu z każdą sekundą coraz bardziej. Piosenka R5, połowa kraju słyszy ją teraz i wpatruje się w jego twarz. Sporo się zmienił, nie tylko z zachowania, poglądu na wiele rzeczy, ale i z wyglądu. Zapuścił lekko włosy, zmienił sposób ubierania się i co najważniejsze, zmienił towarzystwo i otoczenie. A właściwie, został sam. Kiedy uświadamia sobie, że praktycznie przez samego siebie, jego życie wygląda tak a nie inaczej. Kiedy uświadamia sobie, że mógłby teraz koncertować razem ze swoim rodzeństwem, zdobywać przeróżne sukcesy i nie tylko - łzy zaczynają napływać mu do oczu. Sam nie wie, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej. Tak kazał mu rozum i serce, tak chciał. Może to był tylko chwilowy odlot, który doprowadził do pustki, jednakże tego już nie cofnie. Nie może. Wyłączył telewizor, wzdychając i patrząc w sufit. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Pustka. Jego życie to pustka. Jedna, wielka pustka.