Ross wyszedł spod prysznica, patrząc na swoją twarz w ogromnym lustrze. Przez chwilę poczuł ukłucie w sercu. Raniło go to, że dobrze wiedział, jaki jest. Rozumiał zachowania innych w stosunku do niego, ale sam nie umiał się zmienić. Nie umiał przywrócić tego dawnego Ross'a. W jego oczach w tamtej chwili można było dostrzec złość, a jednocześnie strach. Nie chcąc dalej na siebie patrzeć, odwrócił się w stronę pralki, na której leżał biały T-Shirt oraz potargane jeansy. Założył je na siebie, po czym sięgnął do szafki po pierwszy lepszy perfum i go użył. Perfumy są ulotne i tajemnicze niczym mgła. W pewnym sensie odzwierciadlają naszą osobowość, której blondyn na co dzień pokazywać nie chciał. W dalszym ciągu, niektórzy ludzie kojarzyli go jeszcze, jako tego szczęśliwego chłopaka, który codziennie z rana szedł do parku, cieszył się życiem i był wiecznie uśmiechnięty. Teraz to wszystko zniknęło. To już nie istnieje. Dawny Ross Lynch też się ulotnił.
Była już 13:26, blondyn wziął w ręce kurtkę, po czym skierował się do drzwi. Na moment jeszcze zatrzymał się przed w dalszym ciągu zamkniętymi drzwiami, próbując się uśmiechnąć. Chciał wyjść z uśmiechem na twarzy i zostać tak już do końca wydarzenia. Nie umiał. Spróbował od nowa, nie wyszło. Był na siebie tak wściekły, nie umiał się uśmiechnąć - nawet fałszywie. Po prostu nie umiał. Otworzył drzwi, wyszedł, następnie trzaskając nimi, ale po chwili się opanował i wykrztusił z siebie tylko ciche "Sorry, sąsiedzi". Sąsiadka, która właśnie podlewała kwiatki, o mało co nie zeszła na zawał, jego trzask był tak głośny, że mogę się założyć, że na drugim końcu ulicy, też go słyszano. Znowu podszedł do próby uśmiechnięcia się. Chciał tak bardzo, by rodzina była szczęśliwa z tego, że się zjawił, że z nimi zje, że razem spędzą czas, a nie lekko poddenerwowana nadąsanym Ross'em. Nie umiesz się uśmiechnąć - to chore, prawda? Ten stan, kiedy denerwujesz się, bo zdajesz sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli kiedykolwiek udało Ci się uśmiechnąć, jest on jak zwykle smutny. Szara rzeczywistość ma miejsce na tym świecie. Jedni się okaleczają z powodu problemów, jedni zabijają, jedni wiecznie płaczą, a jedni nie chcą, by ktokolwiek zobaczył w nich smutek.
Stanął przed drzwiami zakłopotany. Nie wiedział, czy zadzwonić do drzwi, czy może jednak odejść. W sumie, nie miał nic do stracenia, zrobił krok w tył, potem następny i następny, aż drzwi się otwarły, a w nich stanęła jak zawsze pogodna Rydel.
- Nie wykiwasz się - Wybuchnęła śmiechem, podchodząc do blondyna, który stał dość daleko od drzwi.
- Nie miałem takiego zamiaru - Skłamał, kierując się ponownie w stronę drzwi, które zresztą były otwarte. Przeszedł przez próg i ujrzał swoje rodzeństwo siedzące na kanapie, rodzice krzątali się po kuchni, a na fotelach siedziały trzy dziewczyny. Dwie szatynki i jedna blondynka. Spojrzał na Rydel, która stała za nim, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Ross! - Riker zerwał się z kanapy, wpatrując się w blondyna, którego jakby wmurowało. Nie wydusił z siebie ani jednego słowa, a o uśmiechu lepiej nie wspominać.
- Stary, dawno się nie widzieliśmy! - Krzyknął Ell, podchodząc do niego i unosząc lewą rękę, by ten przybił mu piątkę.
- Rossy! Batoniczku! - Powiedziała czule Stormie (czyt.: mama), tuląc do siebie syna. To całe zajście mogło wyglądać dość dziwnie - Siadajcie do stołu!
Każdy posłuchał, prócz Ross'a, który usiadł na kanapie. To też wyglądało dziwnie. Rodzina zasiadająca do stołu, prócz jednego syna, który ignorował wszystko i wszystkich dookoła. Nagle wspomniał sobie o tym, co sobie obiecał. Nie może dopuścić do poddenerwowania, ten dzień ma być dla nich miły, pomimo tego, że dla niego i tak nie jest i raczej nie będzie. Wtem, skierował się do stołu, usiadł na jednym z krzeseł naprzeciwko jednej z dziewczyn, które ujrzał wchodząc do tego przepełnionego szczęściem domu. Przez chwilę analizował, jak może mieć na imię i czy kiedyś już się gdzieś nie spotkali. Szybko zszedł z tej myśli, kiedy zrozumiał, że raczej widzi ją pierwszy raz.
Kiedy rodzina skupiła się tylko na tym, kiedy Stormie pozwoli im odejść od stołu, Rydel wstała i stanęła koło znowu zakłopotanego blondyna, który wpatrywał się w swój pusty już talerz. Kilkakrotnie proponowano mu dokładkę, ale on za każdym razem odmawiał.
- Ross, poznaj Ailyn - wskazała na blondynkę, która przenikliwie uśmiechnęła się do niego, on nie odwzajemnił uśmiechu. Nie był do tego w tej chwili zdolny, jedyne czego chciał, to wrócić do domu, ale obietnica, którą złożył co prawda samemu sobie, dawała za wygraną.
- To jest Vanessa - dodała - A to jej siostra Laura - Ross przebiegł przez swoje myśli prędko, ponownie analizując, czy gdzieś nie spotkał już szatynki, imieniem Laura. Nic nie przychodziło mu do głowy, pomimo faktu, iż dziewczyna zdawała się być mu nadzwyczajnie skądś znana. Wtedy większość osób mogłaby pomyśleć, że stał się cud. Pierwszy raz w domu Lynch'ów od jakiejś godziny, na twarzy Rossa zawitał uśmiech. Krótki, ale był. Posłał go szatynce, siedzącej naprzeciwko niego. Tak, Laurze. Po chwili jednak, znowu skierował swój wzrok na pusty talerz, próbując ukryć fakt, że czuł czyiś wzrok na swym ciele. Laury. Ryd wróciła na swoje miejsce, szepcząc coś do Riker'a, Riker następnie przekazał tą wiadomość do Ell'a, Ell do Rocky'iego, Rocky do Vanessy, a Vanessa do Ailyn. Tajemnicze słowa nie doszły tylko do blondyna, zastanawiającego się nad tym, co się właśnie stało oraz do szatynki, która po chwili po cichu zachichotała. Każdy prócz Ross'a spojrzał na nią, a ona tylko się do nich uśmiechnęła.
- Dlaczego się śmiejesz? - Spytał Rocky, w jego oczach paliła się ciekawość, po chwili sam miał zamiar wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymał.
- Może dlatego, że domyśliłam się, że to, co sobie nawzajem przekazujecie jest o mnie i Ross'ie - Znowu zachichotała. Blondyn spojrzał na nią, następnie na rodzinę, która spoglądała raz na niego, a raz na szatynkę.
- Podsłuchiwałaś! - Krzyknęła Rydel, posyłając sarkastycznego buziaka przyjaciółce.
- Wcale nie - Starała się obronić, ale po chwili i tak każdy zaczął się śmiać, oczywiście prócz Ross'a. Sam nie rozumiał, o co chodziło, nie było go w towarzystwie swojego rodzeństwa od jakichś trzech miesięcy, zdążył zapomnieć, z czego przychodziło im się śmiać, a z czego niekoniecznie. Wszyscy zerwali się na kanapę, Rik wziął do ręki pilota, ale Rocky zaraz mu go wyrwał. Ross dobrze pamiętał te ich walki o piloty, które zwykle kończyły się i tak na tym, że on wygrywał. Na to wspomnienie uśmiechnął się... Postęp. Drugi uśmiech w ciągu godziny.
- Siadaj, zmieścisz się - Zaproponował Riker, wskazując małą szparę pomiędzy nim, a Rocky'm - No siadaj, muszę się jakoś uchronić od tego krwiożerczego złodzieja władzy nad telewizorem! - Ross usiadł pomiędzy nimi, ale nie było mu tam raczej wygodnie. Walka o pilota dalej trwała, wszystko rozgrywało się przed jego oczami... dosłownie.
- Nie męczcie chłopaka - Zaśmiała się Ailyn, szturchając Vanessę, która wpatrzona była w Riker'a, jak Ell w żelki. Po chwili chłopacy ogarnęli się, pilot spadł na ziemię, a osobą, która go podniosła była Laura. Wracała najprawdopodobniej z kuchni, bo niosła ze sobą ciepłą herbatę. Odłożyła herbatę na stół i zaczęła podrzucać lekko pilotem. Rik i Rocky zaczęli wyrywać się, kto powinien dostać pierwszy pilota, ale Laura nieszczególnie zwracała na to uwagę. Podała go... Ross'owi. Blondyn zdziwił się, po chwili odbierając szatynce pilota z rąk. Siedział tak przez chwilę, a każdy próbował uświadomić mu, że ma włączyć telewizor. Kiedy się otrząsnął (sam nie wiedział, o czym tak do końca myśli), wcisnął jeden z guzików, włączając program z bajkami. Znowu wspomnienia wracały do niego z prędkością światła. Całą rodziną zawsze oglądali bajki, nawet jak byli już dosyć duzi. Taka tradycja w każdy niedzielny poranek i wieczór.
Ross cały czas zastanawiał się, co rodzeństwo przekazywało sobie podczas posiłku. Chciał zapytać, ale głos ugrzęzł mu w gardle. Nie umiał skleić porządnie zdania, chociaż widział, że rodzina czeka, aż wreszcie wykrztusi z siebie choć słowo.
- O co chodziło z tym głuchym telefonem? - Udało się. Spytał. Poczuł ulgę, a przecież zadał tylko pytanie.
- Jakim głuchym telefonem? - Spytała Vanessa, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodziło blondynowi.
- Rossowi chodzi o to, co przekazywaliście sobie przy stole - Wytłumaczyła Laura, a Rossowi opadł kamień z serca. Nie musiał się już tłumaczyć, ani odzywać. To dziwne, że czuł się tak przy swojej najbliższej rodzinie i... przy nieznanych mu osobach razy trzy.
- Nie ważne - Zaśmiała się Rydel, a blondyn czuł się tak strasznie zignorowany. Był tu pierwszy raz od trzech miesięcy, a oni mu na jedno - głupie według niego - pytanie, nie umieli udzielić odpowiedzi. Wstał z kanapy, patrząc na jego kurtkę wiszącą na wieszaku obok drzwi.
- Muszę już iść - Mruknął, ale nie zapomniał o uśmiechu. Nauczył się go dziś (fałszywie bądź też nie) wykonywać, mimo to, czuł, że już raczej nigdy nie dojdzie do takich sytuacji jak dziś.
- Już idziesz? Naprawdę? - Westchnęła Ailyn, a blondyn tylko przytaknął.
- Może pójdziesz go odprowadzić Laura - Zaproponowała Rydel i nagle każdy wpadł w śmiech, prócz oczywiście "pokrzywdzonego przez los" Ross'a, Laura też nie do końca rozumiała, o co im chodzi.
- Wytłumaczycie nam wreszcie o co chodzi? - Odezwała się Laura, zacisnąłem pięści z nerwów, widziałem, że Laura też była lekko poddenerwowana.
- Spodobałaś się Rossowi, prawda? - Wykrztusił z siebie Ell, uśmiechając się szeroko - A Ross Tobie - Dodał.
- Nic z tych rzeczy - Odpowiedzieli obydwoje w tym samym momencie. Ekipa znowu wpadła w nieco już lekki śmiech, a dwójka, stojąca przy drzwiach znowu nie zrozumiała żartu, chociaż uśmiechnęli się do siebie.
- Nie musisz mnie odprowadzać, dojdę sam - Mruknął blondyn, wychodząc z domu. Pokiwał tylko dłonią na pożegnanie każdemu i wyszedł. Nikt nie szedł za nim, więc poczuł się wreszcie swobodnie, szatynka go posłuchała i nie śledziła go, więc uśmiechnął się sam do siebie. Znowu. Ktoś zliczy ile razy dziś Ross Shor Lynch się uśmiechnął?
Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńJuż spodobał mi się twój blog. Zaciekawiłaś mnie. Na pewno będę czytała. :)
Czekam na next. :*
Ps. Dodałabyś obserwatorów do gadżetów?
jasne, dzisiaj sie postaram:* i dziekuje za miłą opinie ❤️
UsuńZaciekawiłam mnie bardzo postać Ross. Ter ciężko o ciekawy blog o Raurze, a ten zapowiada się naprawdę dobrze!
OdpowiedzUsuńDobra, to na początek tyle. Nie chcę chwalić słońca przed zachodem i czekam na szybki next!
Pozdrawiam
Ania xoxo
Dziekuje kochana, xoxo
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńKom pod prologom nie był zbyt obszerny i ten też raczej nie będzie, bo muszę zaraz wracać do lekcji.
Coś tak dobrze mi znanego, ukazane w nieznany mi sposób. Kocham blogi, nie różniące się od innych, a jednak inne. Sztuką jest wymyślić historię, której jeszcze nie było, ale jeszcze trudniej zaciekawić taką, która jest podobna do innych historii. Nie rozumiem ludzi, którzy tego nie doceniają.
A więc, twoja fabuła z tego, co widzę jest jedną z tych, które bardzo lubię. Podoba mi się twój styl pisania. Jest ciekawy, lekki i wciągający. Masz w sobie to coś, co każde przeczytać wszystko od deski do deski.
Życzę samych sukcesów, bo coś czuję, że będziesz ich dużo odnosić :)
~ Alex
Jejkuu, dziekuje kochana ❤️
UsuńPff wiadomo że cudnie <3
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
UsuńŚwietny rozdział, uwielbiam Twojego bloga.!!<3 Prolog był bardzo ciekawy, a ten pierwszy rozdział to cudo *o* Czekam na nexta!!! <3
OdpowiedzUsuńDziekuje ❤️❤️
UsuńSuper, zgadzam sie dobre blogi o Raurze są rzadkościa ;), masz talent czekam na rozwój historii.
OdpowiedzUsuń