Było już kilka minut po piętnastej. Biegającego Rossa z pokoju do łazienki, dało się wręcz nie zauważyć. Sam dziwił się sobie, że przejął się tym całym spotkaniem z Laurą aż tak bardzo, by roznieść dom z dymem. W tej chwili, uspokojony, stał przy szafce z perfumami, by wybrać ten najlepszy. Decyzja nie należała do najprostszych... Chwila, moment. To tylko perfumy. Kątem oka spojrzał na mały dość zegar, znajdujący się koło lustra, w dalszym ciągu zastanawiając się, jaki perfum wybrać. Nie przejął go nawet fakt, że za trzydzieści minut miał się już spotkać z Laurą, a dojście do Starbucksa zajmie mu naprawdę dosyć sporo czasu. Kiedy wreszcie nastała ta chwila, w której się ocknął, szybko wybiegł z łazienki, psikając się identycznym zapachem, jaki wybrał, do psikania blatu ([akcja z rozdziału 2-go ~ Autorka]). Zaśmiał się cicho pod nosem, biorąc do rąk swoją bluzę i ledwo co kończąc zawiązywać swoje Conversy, wyszedł z domu. Przybrał stan powagi, kiedy zauważył ludzi, wpatrujących się w niego. Wyjął z kieszeni telefon, sprawdzając trasę, którą ma jeszcze do przebycia. Jeszcze 2km według tego mądrego urządzenia, według Rossa i jego nóg, może trochę więcej... Trochę to za mało powiedziane. Przy ikonie z esemesami, tkwiła mała jedynka, która miała informować, że ma jednego nieodczytanego esemesa. Jeden od Laury. Blondyn modlił się wręcz, by esemes nie miał w sobie treści typu: Przełóżmy to spotkanie na jutro, może kiedy indziej?. Modlitwy musiały się sprawdzić, szatynka dała tylko znać, że czeka na niego już w kawiarni. On w dalszym ciągu miał do przejścia te cholerne kilometry. Idąc z myślą, że ktoś już na niego czeka te kilka minut, a on ledwo co, przeszedł połowę drogi, jego oczy zamieniły się w złość na samego siebie. Wtem wspomniał, że poranny jogging może się jednak do czegoś przydać... Taki szybszy jogging rzecz jasna. Schował telefon do kieszeni, założył słuchawki na uszy, które ledwo wyjął z kieszeni i zaczął biec. Raz jedna, a raz druga słuchawka wylatywała mu z ucha, a on wciąż ją tylko poprawiał. Skupił się jednak w pewnym momencie, na dobiegnięciu do celu bez jakichś ran na kolanach, jak małe dziecko. Wreszcie. Ujrzał z nieco daleka ogromny napis Starbucks, przyśpieszył bieg jeszcze bardziej, powoli i tak zwalniając go. Kiedy był już w stu procentach najbliżej wejścia jak się tylko dało, chwilę odczekał, aż zadyszka mu choć trochę przejdzie. Minęła kolejna minuta, i kolejna, i kolejna... Aż drzwi same otworzyły się, a w dalszym ciągu zdyszany blondyn, stał przed nimi, głęboko oddychając.
- Wchodzisz, czy stoisz? - Zapytał nieznajomy, Ross przez chwilę nie zwrócił na niego uwagi, jednak ten walnął go w ramię, więc blondyn szybko zszedł mu z drogi. Zadyszka ustała. Chłopak spokojnie mógł wejść wreszcie do kawiarni, rozglądał się po stolikach, ale przy żadnym nie było Laury. Wyciągnął telefon i szybko wystukując esemesa do szatynki, ponownie zaczął się rozglądać po wszelakich miejscach.
Ross: Gdzie ty jesteś?
Na odpowiedź długo czekać nie musiał, przyszła szybciej, niż sam się spodziewał.
Laura: Ile można czekać?
Ross: Nie rozumiem...
Laura: Ile można czekać?
Ross: Nie musisz się powtarzać
Laura: Sam stwierdziłeś, że nie rozumiesz
Ross: Spóźniłem się?
Co to za pytanie, Blondyn spojrzał na zegarek, było czterdzieści minut po szesnastej. Wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to.
Ross: Biegłem nawet, by być wcześniej
Laura: Daruj sobie
Ross: To nie moja wina, że mieszkam tak daleko od Starbucksa
Laura: Jestem w parku, mogę tu na Ciebie poczekać
Uśmiechnął się, szybko wybiegając ze Starbucksa i kierując się w stronę parku. Do tego miejsca akurat długo nie miał, ale i tak znów biegł, by nie zdenerwować dziewczyny jeszcze bardziej, niż i tak jest. I to przez niego. Był coraz bliżej, alejka, prowadząca do miejsca, w którym miał spotkać się z szatynką, już się rozpoczynała. Zauważył ją, siedzącą na ławce i przeglądającą coś w swoim telefonie. Podszedł do niej, ciężko oddychając.
- Fajna zadyszka - Stwierdziła, chowając telefon do torebki. Ross usiadł obok niej, oddychając głośno jeszcze przez moment, aż nabrał sił, by cokolwiek powiedzieć.
- Cześć Laura, też miło Cię widzieć - Uśmiechnął się sarkastycznie, robiąc przerwy na ciężkie oddechy.
- Chyba lepiej jak chwilę tu jeszcze zostaniemy, musisz odpocząć, rzeczywiście biegłeś - Zaśmiała się, klepiąc go po plecach.
- Myślisz, że bym skłamał? - Oburzył się, lecz nie było chyba zbytnio tego widać. Chłopak w dalszym ciągu był przemęczony, jak nigdy. Nawet podczas porannego biegania, nic nie męczyło go, jak dzisiejsze i to o szesnastej.
- Nie myślę, że byś skłamał, ale wydawało mi się, że piszesz to w przenośni - Zachichotała, kładąc dłonie na kolanach. Siedzieli tak w ciszy, która była spowodowana tylko tym, że Ross dalej miał problemy z oddychaniem. Z czasem, uspokajał się, ale nie poprzestawali siedzenia na ławce.
- Już jest okay - Odparł, wstając z drewnianej ławki i patrząc na w dalszym ciągu siedzącą dziewczynę - Idziesz?
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Zmieszała się, patrząc na niego z troską.
- Umówiliśmy się w Starbucksie, a to chyba Starbucks nie jest - Zaśmiał się pod nosem.
- Dobra, chodź - Oboje skierowali się w stronę kawiarni, Ross ponownie musiał przebyć tą drogę, w sumie Laura również. Nie musiał biec, szedł spokojnie, chyba jak nigdy. Nie spieszyli się, z powodu małego incydentu, który nastąpił kilka minut temu.
- Jak tam? - Zapytał, chowając ręce do kieszeni.
- Wszystko dobrze, a u Ciebie?
- Tak samo - Skłamał. Przecież w dalszym ciągu miał w myślach dzisiejszy poranek. Zanim się obejrzeli, już byli przed kawiarnią, od której zalatywał przyjemny zapach kawy.
- Jakim cudem tak szybko się tu znaleźliśmy - Zaśmiał się, patrząc na szatynkę, która po chwili też się uśmiechnęła. Weszli i usiedli przy pierwszym, lepszym stoliku. Akurat koło okna, czemu by nie. Czekali na pracownika, podczas, gdy ich rozmowa wcale się nie kleiła. Z początku, można byłoby stwierdzić, że do siebie nie pasują, ale oboje wiedzieli, że mają coś ze sobą wspólnego. Tyle, że byli zbyt spięci przy sobie, nie umieli rozładować tych emocji w łagodny sposób.
- Coś podać? - Zbawienie. Oboje westchnęli, spoglądając ponownie w karty menu, które otwierali już chyba setny raz.
- Poproszę Raspberry Blended Juice Drink
- To ja to samo - Dodała dziewczyna, zamykając kartę i odkładając ją na parapet. Jej uwagę przykuł ogromny plakat, który był przyczepiony na transparencie. Doskonale widać było go z okna, przy którym siedziała razem z Rossem.
- Lubisz Metallice? Zakochałaś się chyba w tym plakacie - Zachichotał, wlepiając swoje spojrzenie w Laurę, która uśmiechnęła się lekko.
- Grają koncert w przyszłym tygodniu
- Idziesz?
- Oczywiście, że nie. Nie mam kasy. Bilety kosztują fortunę, a moja pensja z Coffee Cafe, to ledwo połowa z ich ceny - Westchnęła, spoglądając na zamyślonego Rossa. Mógł jakoś wynagrodzić dzisiejsze jego spóźnienie, chociaż sam nie wiedział, czy był sens. W każdym razie, po rozwiązaniu zespołu, została mu niezła suma pieniędzy po ich ostatniej trasie. Miały być na jakąś czarną godzinę, uznał więc, że teraz będą potrzebne.
- Idziemy - Stwierdził.
- Jak to idziemy? My? Ale jak? - Wytrzeszczyła oczy, jednak nie uzyskała odpowiedzi. Do stolika podeszła ta sama dziewczyna, co wcześniej, która zbierała od nich zamówienia. Położyła powoli dwa Raspberry Blended Juice Drink i odeszła. Na twarzy Laury cały czas tkwiła ciekawość, ale i radość. Nie mogła uwierzyć w to, że Ross zabiera ją na koncert jej ulubionego zespołu.
Kiedy skończyli pić swoje napoje, blondyn zostawił należną sumę pieniędzy i oboje wyszli.
- Dziękuję - Rzuciła mu się na szyję, Ross nie wiedział co zrobić, nie odwzajemnił tego. Nie czuł takiej potrzeby, poza tym, sam był typem samotnika i chciał w takim utwierdzeniu pozostać. Szatynka była dla niego tylko koleżanką, a ten koncert... Zaprosił ją i ma zamiar kupić bilety, bo tak. Sam nie znał wytłumaczenia, więc się też tym nie zamartwiał - Przepraszam - Mruknęła, odsuwając się od niego.
- Za co mnie przepraszasz? - Zaśmiał się, patrząc na poddenerwowaną lekko Marano.
- Za to, że się na Ciebie tak rzuciłam. Chciałam Ci tylko podziękować, a ty i Twoja zrzędna mina możecie się wypchać - Odwróciła się tyłem, strzelając tzw.: focha.
- Obraziłaś się? - Spytał, podchodząc do niej i łapiąc ją od tyłu w talii.
- Nie skądże, tylko potraktowałeś mnie, jakbym Ci kogoś zabiła - Powiedziała to z przerażającą prędkością, jakby to zdanie wykute miała na pamięć.
- Obraziłaś się... - Puścił ją, siadając na środku krawężnika i udając, że płacze - Proszę Państwa, ona się na mnie obraziła i chce mnie zabić! Tak, ona! Ona! - Wskazywał na nią, a szatynka nie umiała powstrzymać się od śmiechu. Podeszła do Rossa, podając mu rękę, by w spokoju wstał. On z tej pomocy skorzystał, po czym oboje wpadli w śmiech.
- Uspokój się Rossie Shorze Lynchu - Powiedziała stanowczo, klepiąc go po plecach.
- Skąd znasz moje drugie imię? - Wytrzeszczył oczy, ale nie na długo. Wiadomo, że to Rydel nie umie trzymać języka za zębami i każdemu rozgada dosłownie wszystko. No chyba, że ktoś powierzy jej ważną tajemnicę, wtedy siedzi cicho jak nigdy.
- Rydel
- Tak myślałem, ale nie mów tak do mnie. Nie przepadam za swoim drugim imieniem - Zachichotał cicho, po czym spuścił głowę w dół, patrząc na ich nogi, stojące w miejscu.
- Shor to bardzo ładne imię - Uśmiechnęła się do niego, jednak on pokiwał głową zaprzeczając. Kiedy R5 utrzymywało się jeszcze przy życiu, wiele osób zamiast Ross, mówiło do niego Shor, do dziś nie ma pojęcia dlaczego. Znielubił to imię z powodu historii, jaką za sobą niesie. Co ma na to poradzić? Nigdy chyba nie wyrwie się z transu, przez który wszystko i wszystkich kojarzy z zespołem. R5 już nie istnieje, Ross ogarnij się wreszcie!
Genialny rozdział. Sytuacja z słuchawkami przypomina mi samą siebie. Przebiegnę kawałek i wypada jedna, a to druga :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
Hah, mam tak samo z słuchawkami! XD
UsuńDzieki za miłe słowa, xoxo ♥
Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Laura się obrazi na Rossa za to, że się spóźnił, ale jednak nie. Cieszę się, że pójdą razem na koncert. Jestem ciekawa co się stanie podczas niego.
Czekam na next. :*
❤️
UsuńBoże świetnie piszesz !! Dlaczego dopiero teraz odkryłam tego bloga ?! Rozdział boski ! Czekam na następny !!!
OdpowiedzUsuńaw dziekuje kochana ❤️
Usuń<3 Perf
OdpowiedzUsuń❤️
UsuńGood job! A raczej very good.
OdpowiedzUsuńSerio, właśnie skończyłam rozdział na blogu kryminalnym, nauczyłam się 1/3 Niemca , a tu taki leciutki, fajny rozdzialik. Czy będzie jakaś drama? Zobaczymy, no nie? Laska? ;)
Dzięki za odwiedziny i miłe słowa tak w ogóle. Ja raczej nie odpisuję na komy, ale zawsze czytam blogi moich czytelników :) A jak wiesz, twój jest bardzo dobry. No, okej, jest fantastyczny.
Idą razem na koncert? Zapoznając już nieco charakter Lau spodziewam się śladowych ilości alko ;)
Lecę czytać dalej :*